Kto chce słuchać, niech słucha i nadstawia ucha. A co usłyszycie? O szewczyku, co z miłości stracił życie.
Cis ryński nie ma tylu gałęzi, ile lat upłynęło od owych czasów, kiedy po świecie strzygi frygały i wszelakie demony w piecach pomieszkiwały. W tych czasach żył wędrowny czeladnik - Mikołaj Kopytko, który zwiedził prawie wszystko. Dotarł on do jednej krainy nad strumykiem leżącej i Ryńszcz się zwącej. Mieszkańcy tej wsi mieli w oczach łzy. Zaszedł do karczmy zatem Mikołaj, aby o przyczynie tego posłuchać, a wpierw ryczącego potwora w brzuchu swym kwartą miodu udobruchać.
- A to wy nie wiecie? Wiedzą wszyscy w świecie, że Belzebub - piekła pan -
ma co do wieśniaka córki małżeński plan. Biedna ona! Już zgubiona! - rzecze karczmarz.
-
A czy nadobna? - Może uratować zdoła od diabła - potwora?
-
Piękne jej imię Meluzyna i ona piękna dziewczyna. Wielu już od czarciego uroku wyswobodzić ją chciało, ino rady nie dało. Ty też nie dasz rady. Nie szukaj lepiej zwady.
- Spróbować, spróbuję, bo żony potrzebuję, co by łachy uprała, jadła, strawy nagotowała.
I szedł szewczyk, a ludzie wskazali i palcem - "wariat" - pokazywali. Doszedł o zmroku, by ujrzeć cudną dziewczynę w amoku. A wokół świece, lichtarze rozstawione i baby przerażone, rozmodlone. Co robić? Czynić co, by pokona całe zło? Baby się zgadały, do staruchy chłopca wnet posłały. Starucha, choć stara i brzydka to miła, na pomoc się zgodziła. Płatków dzikiej róży nazrywać kazała i po żabie ślepia czeladnika wysłała. Po czym miksturę uwarzyła, aby opętana ja wypiła.
Belzebub, widząc chwata poczynania, wysłał na ziemię swego poddanego do działania. Diabeł Pieczydło, leń oporny, jak nikomu się nie śniło; Belzebuba piekła wykopał go siłą. Ślamazarny Pieczydło córkę młynarza tak brzydką i głupią, jak rzadko się zdarza, miał w ślicznotkę zamienić, aby serce młodziana ku sobie skłonić, uczucie jego do Meluzyny zniszczyła. Szczotlicha wokół Mikołaja pląsała, ale celu nie zyskała, bo choć piękne były lica, inna w sercu już dziewica. Dzielny chłopiec niestrudzony, niestraszne mu sztuczki, demony. Z miksturą za pasem szedł sobie lasem. Jeszcze krwi krople trzy wpuścił do butelki i rosy trzy kropelki. Za bohaterem rogatym Pieczydlo kroczy, kulawą nogą ledwie powłóczy. Drogę zagradza, wiatr nań sprowadza. Nic to, j
uż droga skończona, przed oczami młodziana chata powstawania. Już od progu słychać jęki, panna tam przechodzi męki, lecz wnet do ust flakonik dostała i na oczy przejrzała, wybawiciela spostrzega i się zakochała. Miłość ta jedna długo nietrwała. Belzebub rozgniewany, że urok zdjęty z damy. Zaklęcia swe odczynia i szewc w cis się zmienia. Ręce jego - szpilki, i stopy, i skroń, nie dotknie nigdy więcej jego czoła jej dłoń. I ona cierpiała, rzewnie płakała, słowa jednego próżno czekała z ust w korę zmienionych. Płakała i prosiła o zielone serce, aż w końcu jakaś siła prośbę tę spełniła. Lecz nie w drzewo, jaszczurkę dziewkę zmieniła i dziewka urodę straciła. I tak od lat już wielu, mój drogi przyjacielu, zaklęta para trwa, on krzak, ona jaszczurka. On w ziemi smutno tkwi, ona roni łzy i z herbu spogląda, a gdzie spadnie jej łza, tam dzika róża zakwita. A kto słowom mym nie daje wiary i nie wierzy w żadne czary, niech o zmroku w ryńskim parku nadstawi ucha i szumnej baśni cisowej wysłucha.